Hejka!
Deszcz, chłód i szarość. Ten tydzień piękny nie był. Pogoda chyba strzeliła focha, acz na szczęście ustąpiła na weekend. Wyszło słońce, mokre podłoże wyschło, zero chmurek i kilkanaście stopni w słońcu. Wybrałam się więc z Axelem po 10.00 do parku. Orka nie spotkaliśmy niestety. Najpierw psiul trochę sobie pobiegał, poniuchał, a potem zaczął wariować, ale nie sam z siebie. Spotkał nowego kolegę swojego wzrostu i też ze skróconym ogonkiem. Samiec wabi się Doko. Obaj się zaprzyjaźnili. Zaczęli wariować na punkcie kijków. Nie obchodziło ich to, że dookoła mnóstwo badyli. Musieli biegać razem i maltretować jeden patyk. Axel znów był dość nieposłuszny. Jak się uczepił innego spa to musiałam po niego leźć, bo miał mnie gdzieś. Podobnie jest, gdy sobie węszy wszędzie. Z tego powodu wprowadziłam w życie kolejną metodę.
Axel nie ma dostępu w domu do jedzenia. Żadnej mokrej karmy oraz suchej też. Musi chłopak skumać, że na dworze jak go wołam to po przybiegnięciu dostanie kawałek żarcia i może dalej śmigać. Na razie jeszcze nie jest tak łasy na jedzenie, acz wie, że dostanie za posłuszeństwo na dworze. Najwyraźniej musi jeszcze się trochę przegłodzić i wreszcie dla zapełnienia żołądka zacznie przybiegać z lepszymi rezultatami. Jeśli to nie zadziała to oczywiście znów będzie dostawał porcje jedzenia w domu. Nie mam zamiaru przesadzać z taką metodą.Mamy jeszcze tydzień wolnego, więc Axel może się wreszcie bardziej ogarnie i przestanie być głuchy na dworze.
Tutaj kilka fotek ze spaceru: