Witajcie!
Wczoraj pisałam o wdrążonej metodzie, która może być bardzo pomocna w ogarnięciu psa w terenie. Dzisiaj jest ten dzień w którym miałam z niej zrezygnować, jeśli nie wypali. Na spacerze oceniłam jak działa.
O około 10.00 wyszłam z Axelem do bardziej oddalanego parku, gdzie jest spore czyste pole trawy. Spuściłam Axela i dałam mu się trochę wybiegać. Powęszył tu i tam, acz przestał w miarę prędko, gdyż poznał kolejnego psa. Młodsza ode mnie dziewczyna spacerowała ze swoją bassetką Zuzią. Psiule polubiły się i zaczęły gonitwy oraz zaczepki. Po rozstaniu zaczęłam sprawdzać skupienie młodego. Tak jak myślałam. Dalej dość olewający. Wyciągnęłam sznur i trochę się z nim poszarpałam. Zaczął jakby bardziej zwracać uwagę, więc znów w ruch poszło żarło. Nastąpił przełom. Takiego skupienia się nie spodziewałam. Axel nie chciał odstąpić mnie na krok. Postanowiłam trochę z nim poćwiczyć komendy. Był tak nakręcony, że sama się nakręciłam. Oboje byliśmy uśmiechnięci od ucha do ucha, gdy zrobiliśmy sobie nasz pierwszy w życiu trening rally-o na trawie przy wielu rozproszeniach (psy, dużo przedszkolaków oraz hałasy np. bijące dzwony, sygnały karetek i alarmy samochodowe). Ocenią to za wielką rewelację. był trochę zbyt nakręcony, ale to jak dla mnie dobrze, bo to dobry krok w stronę dobrej współpracy na dworze. Na pewno jeszcze wyjdę po 14.00 lub 15.00 i nagram trening. Mam nadzieję, ze Axel od tak nie zrezygnuje. ; )